Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Wydawca Site Admin
Dołączył: 16 Cze 2003 Posty: 205 Skąd: Częstochowa
|
Wysłany: Sob Sie 07, 2004 17:05 pm Temat postu: Krzysztof Neus powiedział nam o sobie... |
|
|
Nazywam się Krzysztof. Krzysztof … (Cholera! Zdaje się, że już ktoś tak zaczynał. Tylko, że tamtemu było James). zresztą, nazwisko może być różne. Więc niech będzie Neus. Krzysztof Neus. Polak z dziada pradziada i z krwi i kości.
Gdy zaproponowano mi napisanie kilku słów o sobie, nie sądziłem, że będzie to takie trudne.
Ludzi można podzielić na różne sposoby. Są biali, czarni, żółci i popielaci. Są inteligentni i tacy, którzy z tym przymiotnikiem nie mają nic wspólnego. Są porządni i cwaniacy. Są bierni, a podobno też i tacy, którym „coś w duszy gra” i to granie przelewają na nuty, obraz lub zwykły biały papier. A mnie czasami tak bębni, że aż uszy trzeba zatykać. Na szczęście, tylko czasami.
To nawiązanie do muzyki bierze się chyba stąd, że przez 25 lat byłem klezmerem. Grałem dopóki „panny Walercie”, „babcie, co im przepijali cały domek” i „dziewczyny z Albatrosa – sztuk siedem” nie zaczęły śnić mi się po nocach. Wtedy miałem dosyć. Ale gitara, stary sfatygowany kumpel, dalej stróżuje u wezgłowia mojego łóżka.
Kiedy to się zaczęło? Trudno powiedzieć. Chociaż… pamiętam, że kiedyś w młodości powiedziałem, że teraz będę pracował, a na starość zacznę pisać książki. I nawet nie dochodziłem wtedy, czy to jest wiara, czy tylko nadzieja. Wlazło to jakoś we mnie wtedy i jest. Jak nieodkryty pewnik.
Kiedyś byłem na filmie, który miał być – jak zapewniała reklama – super sensacyjny, super szpiegowski, super ciekawy, a on był tylko super zagmatwany. No, chyba, że był on dla super inteligentnych, bo ja nie zrozumiałem w gruncie rzeczy nic: ani kto strzelał, do kogo, ile razy, z czego, czym i najważniejsze po co? To chyba wtedy Pan Bóg kopnął mnie w plecy i powiedział: bierz się stary do roboty, przecież potrafisz to zrobić lepiej. I tak starałem się zrobić. Aby wszystko miało swój sens, początek i koniec. Było prawdopodobne, przewidywalne i logiczne. Lubię mieć jednego bohatera, by móc wchodzić w jego dusze i szperać w nich… Bo zwykły człowiek ma dwie dusze – diabelską i anielską, a porządny Polak nawet ma trzecią – koalicyjną. Nie lubię zabijać, nawet na kartach książki. Jednak w tego typu literaturze jest to raczej element nieodzowny, więc nawet ci papierowi niech mi wybaczą.
Jak się zaczyna? Normalnie. Bierzesz, człowieku, ołówek (najlepiej tępy – bo gdy go ostrzysz, to jakbyś już zaczynał coś tworzyć), kartkę papieru – najlepiej czystą i… czekasz. Przyjdzie to cholerne natchnienie, ta cała wredna wena twórcza, czy nie? A ono w zakamarkach twojej duszy błądzi gdzieś, gra z tobą w kotka i myszkę, drażni się, droczy, przekomarza i wyłazi czasami w najmniej oczekiwanych momentach. Dlatego moje pierwsze szkice są zawsze bardzo zabazgrane i pisane na różnej wielkości papierach i papierzyskach. Ten arsenał mam dosyć szeroki. Od twardej tektury po rozerwane opakowanie po papierosach. Papieru toaletowego nie używam tylko z racji jego zbytniej miękkości. Ale miejsce, gdzie się go używa, jest czasami wspaniałe!
Jaki ze mnie człowiek? Najogólniej mówiąc – normalny. Średni i szary – czyli zwykły.
Stan bieżący? – Malutka firma remontowo-budowlana.
Za co dziękować? Tak ogólnie? Że Pan Bóg zrobił mnie optymistą.
Czego żal? Tak po prawdzie tych wszystkich pochowanych po szufladach przez dobrych ludzi wierszy, pamiętników, wspomnień. One tam czekają, pożółkłe z tęsknoty, opuszczone, jak stojące na bocznicy stare parowozy. Ale wystarczy pod nimi rozpalić ogień, a pojadą, zabiorą gapowiczów i pasażerów w szaloną podróż przez czas… i może znajdą wreszcie swoją stację. Bo szuflady nie umieją czytać.
A wszystko powstało jakieś dziesięć lat temu. Po cichu i skrycie. Jakbym kradł z głodu świeże bułki w sklepie. Niby moralnie uzasadnione, a karalne. Ta moja karalność dotyczyła wstydu i śmieszności. Czy to co piszesz ma jakiś sens? Czy mieści się w obszarze między grafomanią a Szymborską? I to jest chyba najtrudniejszy płotek do pokonania. Te, dla każdego inne, dwa dwadzieścia cztery – jak śpiewał Wysocki. Ale to jest tak, jak z życiorysem pisanym własną ręką, zawsze jest niepełny – brakuje w nim daty śmierci.
A co jest? Nadzieja. Niedawno Pan Bóg znów mnie walnął w plecy.
(od red.: powyższy tekst został opublikowany w numerze 34-35/2002 „ale i 3”)
Adres fragmentów w e-czytelni™: http://www.eczytelnia.pl/index.php?op=0&kat=KN _________________ Pozdrawiam
Wydawca |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Właścicel forum i e-czytelni nie bierze żadnej odpowiedzialności za treści wypowiedzi ich autorów, tak w utworach literackich, jak i zamieszczonych postach.
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|