wersja e-czytelni™ dla urządzeń mobilnych Przejdź do treści
Wczesne wstawanie, godz. 06:00, szybka poranna toaleta. Markus wstaje niewyspany z powodu mojego chrapania. Ja jestem, znowu, niewyspany z powodu Markusowego psssst psssst! Wspólne śniadanie w snackbarze z podwójną porcją kawy.
Jeszcze przed wypłynięciem sprawdzamy dingi, czyścimy, spuszczamy powietrze oraz umieszczamy je w pomieszczeniu rufowym przy kokpicie.
Skipper stwierdza brak rufowego światła pozycyjnego, żarówka jest przepalona. Zakupuję dwie żarówki, jedna pozostaje na zapas.
Jacht jest gotowy do wypłynięcia, możemy startować.
Wszyscy na stanowiskach, skipper przy sterze.
Wypływamy z portu, który stanowi naturalnie ukształtowana i głęboko wcinająca się w ląd zatoka, bez sztucznych falochronów. Zatoka jest połączona z morzem wąskim przesmykiem. Wypływając na otwarty ocean, w pobliskich zatokach mijamy wiele stojących na kotwicy jachtów. Oddychamy wreszcie atlantyckim powietrzem.
W pobliżu wyspy ćwiczymy manewry, głównie zwrot przez rufę i przez sztag.
O godz.10:30 obieramy kurs w kierunku na Martinikę.
Nad wyspami Małych Antyli, zwanymi również Zachodnimi Indiami, uformowały się stada pogodnych białych cumulusów, które w miarę oddalania się od wysp zanikają.
Przy bardzo korzystnym wietrze ze wschodu osiągamy prędkość 10 węzłów. Jacht płynie w lekkim przechyle pod pełnymi żaglami. Wspaniałe uczucie daje widok napiętych żagli, naprężonych lin i uciekającej wody spod kadłuba jachtu. Serce się raduje, wreszcie marzenie staje się rzeczywistością. „Żagle, które uskrzydlają statek, uskrzydlają również ludzi”, przypomina się, pasujący do obecnej chwili cytat z jednej z książek Krzysztofa Baranowskiego. Nastrój załogi osiąga wyżyny. Wszystko to staram się utrwalić na taśmie filmowej.
Od południa siła wiatru się stabilizuje, 4–5°B, później 3–4°B.
Prędkość ustala się w granicach 6–7 węzłów.
Na wysokości Martiniki ostatnia rozmowa telefoniczna z domem.
Przy sterze zmieniamy się kolejno. Wszyscy sprawdzają się jako dobrzy sternicy.
Karl-Heinz dużo żartuje, zdobywa coraz więcej mojej sympatii. York nie jest gorszy, jego dowcipy przyjmowane są również nieźle. Skipper przygotowuje dla wszystkich bagietki z szynką, serem i pomidorami. Markus zajmuje się swoim urządzeniem GPS, ustala pierwszą pozycję.
Od 12:00 zaczyna oficjalnie obowiązywać wachtowy grafik. Wolni od służby koledzy ucinają sobie pierwszą atlantycką, drzemkę. York rozkłada się samotnie w dziobowej kabinie. Jedynym przykryciem jego ogromnej cielesnej powłoki stanowią skąpe slipki. Ogorzałe, opalone i gładko napięte ciało rozprzestrzenia się na dwóch kojach. Prawa dłoń spoczywa na jego lekko porośniętej włosami lewej piersi. Markus przyodziany w lekko żółty podkoszulek i czarne krótkie spodenki, leżąc na boku w naszej kabinie, studiuje intensywnie żeglarską fachową wiedzę. Skipper Christoph ułożony wzdłużnie, ze zgiętym lewym kolankiem i wyprostowaną ręką prostopadle do osi własnego kadłuba, zasnął głębokim dziecięcym snem.
Po drzemce Stefan zabiera się do smażenia kurzych udek, a Karl-Heinz i York na pokładzie z inżynierską precyzją i metodyką kroją pomidory do sałatki obiadowej.
Zaserwowany Stefanowy obiad nie studzi doskonałego nastroju. Zabawa z oceanem rozpoczęła się na dobre.
W oddali spostrzegamy pierwszy duży frachtowiec. Kołysanie jachtu sprawia wiele trudności w pisaniu. U nikogo nie są rozpoznawalne objawy choroby morskiej.
Zbliża się zachód słońca. Na czerwonym tle z postrzępionymi wysokimi lodowymi chmurami, jak w czerwonej pościeli, zasypia słońce w naszą pierwszą atlantycką noc. Nisko nad widnokręgiem pojawia się pas ciemnych, zagęszczonych chmur. Wiatr nie tężeje, pozostaje ciągle przy 4–5°B.
Słońce zachodzi bardzo wcześnie i bardzo szybko. O godz. 20:00 jest już głęboka noc. Za to dłużej mamy możliwość podziwiania gwieździstego nieba.
Pierwsza noc na oceanie. Neptun oszczędził nam wielkich niespodzianek.
Obserwujemy fascynujące zjawisko: poruszony przez płynący jacht plankton, świeci jak robaczki świętojańskie. Dookoła poruszającego się jachtu powstaje lekko świecąca struga, która już w niewielkiej odległości zanika.
Po północy dopada nas przelotny, odświeżający deszcz. Nie robi na nas większego wrażenia. Wypatrujemy księżyca, który pojawia się dopiero około 04:00, w rogalowej formie.
Etmal (liczba przepłyniętych tego dnia mil): 155 mil morskich (Mm).
cdn.
© Copyright by Krzysztof Pallarz, 2009
Brak danych
Nie czytałaś/-eś jeszcze niczego w e-czytelni™!
: R E K L A M A :
Na tej stronie wykorzystujemy ciasteczka (ang. cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. W każdej chwili możesz wyłączyć ten mechanizm w ustawieniach swojej przeglądarki. Korzystanie z naszego serwisu bez zmiany ustawień dotyczących cookies, umieszcza je w pamięci Twojego urządzenia. Więcej informacji na temat plików cookies znajdziesz pod adresem http://wszystkoociasteczkach.pl/ lub w sekcji Pomoc w menu przeglądarki internetowej.